Witajcie!
Na sam początek – ogromnie przepraszamy, że tak późno zdajemy relację, ale jest nam po prostu… cholernie wstyd. Bo widzicie, trudno się przyznać, ale daliśmy ciała i na ostatnią wyprawę nie zabraliśmy worków na śmieci i reszty sprzętu. Ale to nas nie powstrzymało przed…..!!!.
Jednak zacznijmy od początku.
Pewnie wiecie, że w ramach akcji #HaloRzeka w każdą niedzielę o 17:00 spotykamy się nad brzegiem Wisły, pod krakowskim hotelem “Forum”, zbieramy wszystkich chętnych (chcesz płynąć z nami? – pisz na: kontakt@ekologo.pl), wskakujemy w smoczą łódź i ruszamy sprzątać rzekę…
Wspomnieliśmy o łodzi – i tu wszystko się zaczyna…
Bo wiecie, tę łódź trzeba nad Wisłę przetransportować, a samochodu szkoda, więc za każdym razem, wraz z chłopakami ze Smoków Południa, spotykamy się w przystani i pchamy łódź (“do portu”) pod wspomniane “Forum”… A my, z Rosomakiem i Pumą cały dzień pracowaliśmy nad strategią kolejnych projektów i meeeega niespodzianką (o niej dowiecie się już w niedzielę) no i w końcu zapomnieliśmy, że trzeba wyruszać! Puma nie mogła z nami płynąć, więc ja i Rosomak wskoczyliśmy na rowery.
Było ciężko! Wyruszaliśmy z okolic teatru Bagatela, a musieliśmy się dostać niedaleko ronda Grunwaldzkiego. Rosomak narzucił tempo. Ruch na ulicy ogromny, a my między autami zasuwaliśmy jak wściekli i dotarliśmy całkiem szybko (Rosomak twierdzi, że w 5 minut, ja – że w 7, więc średnio wyszło nam 6) do celu. Zaparkowaliśmy nasze fury, przywitaliśmy się z zespołem i złapaliśmy za łódź.
Transport smoczej Łodzi ulicami na nasze stałe miejsce wodowania jak zwykle nie sprawił kłopotu. Problem pojawił się przy wjeździe na bulwary. Okazało się, że chodniki były całkowicie przepełnione samochodami, bo pod hotelem stała ogromna ilość food-trucków.
Nasz sternik Błażej szybko zareagował i zarządził, że bierzemy łódź w swoje łapy i niesiemy ją na dół. Jak tylko zabraliśmy się za przegrupowanie, pojawiło się dwóch kierowców, którzy zrobili nam miejsce.
W końcu dopchaliśmy łódkę do 'portu’, zwodowaliśmy ją, założyliśmy kapoki, złapaliśmy za wiosła i popłynęliśmy. Błażej zapytał, gdzie płyniemy tym razem. Zgodnie z Rosomakiem krzyknęliśmy, że płyniemy na stałą miejscówkę, by zobaczyć, ile worków śmieci uzbieramy tym razem. Płynąc, przypominaliśmy sobie same początki…
Nagle spostrzegliśmy na wodzie płynącą poduszkę od materaca dmuchanego. Gdy dopłynęliśmy do niej, ktoś krzyknął: “dawaj czerpak!”, a ktoś odpowiedział: “nie ma”. Wtedy ktoś inny zawołał “okej! To podaj worek!”, po czym wszyscy usłyszeliśmy odpowiedź “nie ma!!!”…
Okazało się, że w pośpiechu, by zdążyć po łódź, zwyczajnie… zapomnieliśmy o sprzęcie. Jednak, jako że byliśmy na wodzie i w połowie drogi na “miejscówkę”, postanowiliśmy tam popłynąć. Uznaliśmy, że da nam to porównanie, jak szybko śmieci zbierają się przy całkowicie oczyszczonym brzegu, a jak szybko osadzają się, gdy jest pewna ilość odpadów już tam zalega. Z kolei dzięki tej wiedzy będziemy mogli planować wyprawy w innych miejscach.
… i oto cała relacja z ostatniej wyprawy 😉
W sprawie niespodzianki – powiemy tylko, że wszystkiego o tych dwóch inteligentach dowiecie się już w niedzielę, bo teraz nic Wam nie powiemy 😉
Rosomak i Dingo